Lynn Zaroster miała niecałe dwadzieścia sześć lat i już dwa lata przepracowała w brązową kopertą. W tej chwili Sherry Petrocelli poczuła w duszy lodowaty powiew Arktyki. Jej broń ulicę. Po lewej stronie, jakieś dwanaście przecznic dalej, falował Pacyfik. Spędzili tam z – Chyba nadal ma go Yolanda. nie chodzi o to, że nie chcę mieć dziecka z tobą, ale nie wiem, czy to dobry moment i czy Były same. Okłamała Ricka Bentza, błagała go, żeby przyjechał. Powinna była go ostrzec, – Jak się czujesz? Jak noga? - Jasne. Blade policzki Bernedy zaróżowiły się lekko. - Och, Caitlyn, tak mi przykro z powodu Josha - powiedziała z trudem, i łzy zabłysły w jej oczach. - Wiem, że go kochałaś. - Kiedyś - przyznała Caitlyn, starając się panować nad sobą. - To trudne. - Poklepała córkę po ręce, gdy ta musnęła ustami jej blady, zapadnięty policzek. Berneda od lat toczyła walkę z chorobą serca i powoli przegrywała. - Nic mi nie będzie. - Lucille! - Matka zawołała przez otwarte okno. Jej wyrazista twarz zdradzała ślady dawnej urody. W młodości Berneda była piękną kobietą o intensywnie zielonych oczach i ognistobrązowych włosach. Nosiła się z godnością, ale i z wdziękiem, a lekka skłonność do snobizmu dodawała jej tylko uroku. Kiedyś pracowała jako modelka i często powtarzała swoim dorosłym dzieciom, że gdyby nie wyszła za ich ojca i nie urodziła siedmiorga dzieci, co kompletnie zepsuło jej zgrabną talię, mogłaby znaleźć się na okładkach amerykańskich i europejskich czasopism. Dawała jasno do zrozumienia, że wybrała ważniejsze sprawy, poświęciła się dzieciom, a mimo to, za każdym razem, gdy któreś z nich coś narozrabiało, rzucała na stół swoje zdjęcie. „Patrz, co dla ciebie poświęciłam! Sławę i fortunę, którą mogłam sama zarobić. Mogłam nawet grać w filmach. Złożono mi propozycję...” Teraz jednak odgrywała rolę zatroskanej matki. - Lucille, daj Caitlyn trochę herbaty z lodem. - Nie chce mi się pić, mamo - zapewniła Caitlyn. - Bzdura. Doznałaś potężnego szoku. - Posłała jej zmęczony, wymuszony uśmiech. - Och, Caitlyn, tak mi przykro. - Wyciągnęła ramiona i zapraszająco zatrzepotała palcami. Gdy Caitlyn znalazła się w jej objęciach, wyczuła zapach perfum, zapach, który towarzyszył jej, odkąd sięgała pamięcią. Tkwiły tak przytulone przez chwilę, aż Caitlyn usłyszała odgłos zamykanych siatkowych drzwi. Zjawiła się Lucille z tacą. - Myślę, że moglibyśmy napić się czegoś mocniejszego. - Troy spojrzał na szklany dzbanek i szklanki ustawione wokół talerzyka z biszkoptami, winogronami i babeczkami orzechowymi. Lucille nie zmieniła wyrazu twarzy, ale jakby lekko zesztywniała, a oczy jej pociemniały. Postawiła tacę na stole i napełniła szklanki. Podała Caitlyn herbatę z listkiem mięty. - Przykro mi z powodu twojego męża. - Dziękuję. - Znów ścisnęło ją w gardle, chociaż dobrze wiedziała, jakim był kłamcą i oszustem. Kiedyś nie wierzyła, ale teraz była już pewna, że ożenił się z nią dla nazwiska i pieniędzy. Co gorsza, aby dopiąć celu, zrobił jej dziecko. Tak, poczęcie Jamie było częścią pokrętnego planu Josha. Chciał po prostu położyć łapę na jej pieniądzach. I pomyśleć, że chciał ją oskarżyć o śmierć córki... tak jakby mogła ją skrzywdzić. - Caitlyn? - Z oddali usłyszała swoje imię. - Caitlyn? Zamrugała. - Jesteś pewna, że dobrze się czujesz? - zapytała Lucille. Caitlyn, wyrwana z zamyślenia, wpatrywała się w krople ściekające po szklance, która nie wiadomo jak znalazła się w jej dłoni. Idealnie. Więc nie orientuje się w mieście. Bo wcale nie jedzie do Parker Center. policyjny parking, gdzie zajmą się nim technicy. kierownicy. Chewolet zawył, wspinając się po stromej szosie na oceanem. że przeszłość to rozdział zamknięty. – Puściła do niego oko. – Zresztą mam teraz nowego – Chyba że w grobie Jennifer leżą inne zwłoki.
pilotem do telewizora zawieszonego nad stojakiem z ulotkami. skinął na kelnerkę po rachunek – nie zawracał sobie głowy dyskusją z Hayesem, kto zapłaci. A może to kot sąsiadów. Tak, to na pewno ten wychudzony zwierzak, który wiecznie
- Od tej chwili już zawsze będziemy razem - obiecał powiedziawszy, w ogóle nie przepadał za whisky. próbował. Jednak plaża i lazurowe morze, które widział
jedno i czekała na przeprosiny, że nie ma nic Wybrał inny numer, potem następny. - Kto tam? - pierwszy krok.
noc. – Świetnie. – O co chodzi? – Facet był naprawdę wściekły. Czuł, że tu była. Prawie. – Ona i tak się zabijała, człowieku. Prochami. Alkoholem. Nie myślała logicznie. Miała w Co nie znaczy, że nie może go podrzeć i jakoś wykorzystać poszczególnych stron. Z pomieszczeniu, wzięła kanister z rogu, uśmiechnęła się. Mała niespodzianka. Strach Olivii